„Zaufania. Zaufania, ponieważ w każdej dziedzinie zaufanie było podkopywane i człowiek nie wiedział, z kim ma do czynienia. Przyjaciel mógł się okazać największym wrogiem”.
„Jak ja dzisiaj na dzieci patrzę, ja nawet nie mogę się nadziwić, jak pięknie poubierane każde dziecko. Wcześniej, co człowiek miał, trochę przerabiał. Jak miał jeden sweter, to z jednego swetra można było zrobić na dziecko dwa ubranka. A kupić nie było gdzie. Trudności były codziennie. Nie miałam bucików. No trzeba, koniecznie. Poszłam do szewca, a on mówi: «Niech pani w domu szuka». A ja nie byłam w domu, bo został dom w Drohobyczu. Trudno było wszystko, o wszystko było trudno. Ale jakoś się człowiek z tym godził”.
„W sklepach nie było niczego, obuwia nie było i ubrań nie było. Nie było mięsa, to znaczy mięso było na kartki. Rodziny dostawały kartki, ale kto miał ziemię, kto był rolnikiem, to nie dostawał. Miał sobie sam wyhodować mięso, wytworzyć. To myśmy kartek nie mieli”.
„Pieniędzy! Na chleb nieraz brakowało. Przecież mąż w szkole nie zarabiał dużo. Ale ja się potem wzięłam już mocno w kupę i sama szyłam ręką koszule, nie koszule, gacie, nie gacie, wszystko szyłam sama. I tu potem, żeby mi było już lżej, mężowi także, przyjmowałam dziewczynki z gimnazjum na obiady. A że mieliśmy swoje świnki, swoje kury, to mięso nie kosztowało dużo, warzywa tak samo, tylko swoją pracę. No i tym jakoś dorabiałam”.
„A potem w sklepach tylko ocet i herbata, a reszta? Z czego miałeś żyć? Nie pamiętają już, przecież tam był ocet i herbata, był taki okres, że w sklepie tylko był ocet i herbata, i nic więcej. A resztę, co? Chleb jeszcze”.
„Za komuny to nie była Polska. No niestety, nie Polska. Mi się marzyła Polska dwudziestolecia”.